Nie była pewna miejsca w składzie. Smarzek: Starałam się nastawiać na najgorsze
– Pomijając już to, że ja tu jestem, to niektórych dziewczyn tutaj nie ma. To są ciężkie momenty. Jesteśmy wszystkie razem, a w pewnym momencie ktoś musi odpaść. Myślę, że to jest bardzo ciężkie zarówno dla zespołu, ale też patrząc, jak przeżywają to dziewczyny – mówiła w rozmowie ze Strefą Siatkówki Malwina Smarzek, atakująca reprezentacji Polski.
NIEPEWNOŚĆ WYLOTU DO PARYŻA
Krzysztof Sarna (Strefa Siatkówki): Kiedy rozmawialiśmy na początku tego sezonu kadrowego po drugim meczu towarzyskim z Holandią, mówiłaś wówczas, że każda chwila na tej kadrze jest ważna. Dało się od ciebie wyczuć niepewność w kontekście składu na igrzyska olimpijskie. Co poczułaś, kiedy ogłoszono powołania?
Malwina Smarzek: – Byłabym chyba wariatką, gdybym była pewna składu na igrzyska olimpijskie i mojego miejsca w tym zespole. To było bardzo nieoczywiste. Myślę, że trzeba podkreślić fakt, że trener zbudował sobie swoją drużynę przez te dwa lata, w których praktycznie mnie nie było. Miałam bardzo mało czasu, żeby kupić sobie zaufanie trenera. Tak naprawdę miał być na początku jeden turniej, który podzielił mną, a drugą atakującą. Tego pola manewru oraz margines błędu były bardzo małe. Na pewno było to dla mnie bardzo stresujące, nie ukrywam tego. Igrzyska olimpijskie to wielka sprawa i nie trzeba o tym mówić. Było mało tego czasu. Bardzo się cieszę, że tutaj jestem.
Powiedziałaś o kupieniu zaufania trenera. Czy był może taki moment, w którym czułaś, że wygrałaś rywalizację o miejsce?
– Nie. W ogóle nie dopuszczałam do siebie takiej myśli, bo wiedziałam jak ciężko będzie, jeśli byłoby odwrotnie i nie byłoby mnie w tym miejscu. Starałam się nastawiać na najgorsze. Nawet po Lidze Narodów, kiedy przyjechałyśmy do Szczyrku i byłyśmy tylko we dwie z Madzią Stysiak to i tak nastawiałam się na to, że nie pojadę. Może to też dlatego, żeby lepiej przyjąć tę informację. Tak naprawdę, dopóki nie zobaczyłam oficjalnej listy, to nie byłam pewna.
Czy na tydzień przed ogłoszeniem składu do Paryża dało się wyczuć niepewność w zespole? Unosiła się może nieco gęstsza atmosfera?
– Była niepewność. Nawet patrząc na inne zespoły trener mógł wybrać inną konfigurację jak chociażby pięć przyjmujących i jedną atakującą. Trener mógł zrobić wiele rzeczy. Cieszę się, że stało się, jak się stało. To nie są łatwe momenty. Pomijając już to, że ja tu jestem, to niektórych dziewczyn tutaj nie ma. To są ciężkie momenty. Jesteśmy wszystkie razem, a w pewnym momencie ktoś musi odpaść. Myślę, że to jest bardzo ciężkie zarówno dla zespołu, ale też patrząc, jak przeżywają to dziewczyny. Dla mnie personalnie był to bardzo niemiły dzień. Dla zespołu to bardzo ciężki moment przed igrzyskami.
Towarzyszyło może temu wszystkiemu napięcie w waszej grupie?
– Nie między nami jako dziewczynami, ale ogólnie było duże napięcie. To są duże emocje. Myślę, że te dziewczyny, które były zagrożone – wiedziały o tym, że walczą o miejsce. To nie było jednak napięcie między nami, tylko ogólne, bo każdy to przeżywał. Nawet te osoby, które były pewne, również przeżywały to, kto pojedzie na igrzyska olimpijskie. Jesteśmy zespołem, który dość długo przebywa ze sobą. Jesteśmy już po paru miesiącach razem, nie mówiąc nawet o poprzednich latach. Ta atmosfera jest bardzo dobra. Każda z nas to przeżywa bardziej lub mniej. Ten tydzień był ciężki pod względem ogólnej atmosfery.
OCZEKIWANIA, FORMA, ATMOSFERA
Jeszcze w maju powiedziałaś, że masz wobec siebie duże oczekiwania. Czy któreś z nich udało się już zrealizować, czy one nadal są w toku?
– Są dalej w toku. Myślę, że medal Ligi Narodów jest czymś super. Wiadomo, że chciałyśmy poprawić wynik sprzed roku. Uważam jednak, że już przed turniejem wzięłybyśmy w ciemno taki sam wynik. Personalnie wyjazd na igrzyska olimpijskie jest już połowicznym celem, bo nie byłabym sobą, gdybym powiedziała, że chciałam jechać na igrzyska i tyle. Na pewno będziemy walczyć o to, żeby wrócić z igrzysk olimpijskich z czymś więcej, aniżeli samym udziałem.
Co dla ciebie oznaczają pierwsze igrzyska olimpijskie w twojej karierze? Masz już ciarki, kiedy myślisz o pierwszym meczu?
– Tak. Dużo osób się pyta, jakie to uczucie i jak to jest, a ja odpowiadam, że nie wiem, bo nie byłam (śmiech). Na razie bardzo dużo sobie wyobrażam w głowie, myślę, że jak wszystkie z nas. O tym, jak to będzie, przekonamy się dopiero wtedy, jak tam będziemy. Chciałabym bardzo już tam być, bo ten balonik tego napięcia, presji i tego wszystkiego tak rośnie, że fajnie będzie tam być i zagrać pierwszy mecz oraz wejść w normalny tryb. Jednak będziemy grać w siatkówkę. Nie zapominajmy, że będziemy grać w to, co potrafimy i lubimy. Ciężar igrzysk jest bardzo duży. Jestem zdania, że jak już potrenujemy na miejscu to to wszystko się znormalizuje.
Atmosfera i otoczka wokół kadry waszej, a męskiej to dwa różne oblicza. Mówi się bardziej, że wy możecie, a nie musicie, ale fajnie jakbyście z czymś wróciły. Czy odczuwacie zatem presję, bo tego balonika wokół waszej drużyny rzeczywiście nie ma?
– Myślę, że chłopaki sami sobie na tym zasłużyli swoimi mistrzostwami świata i multum innych rzeczy. Zawsze jestem pełna podziwu, jak oni wytrzymują tę presję, bo z każdej imprezy praktycznie przywożą medal, a jeżeli to im się nie udaje raz na “x” czasu, to jest wielka afera. Jestem zdania, że pomijając nas, które jedziemy pierwszy raz od szesnastu lat na igrzyska olimpijskie to i tak oczekiwania personalne są duże, ale ta presja jest dużo mniejsza w porównaniu do chłopaków.
W męskiej reprezentacji stawia się sprawę jasno, że jadą po medal. Myślę, że taki też cel sobie stawiają. Sądzę, że każdy sportowiec, który jedzie na igrzyska – jedzie po medal. Po to się tam jedzie, żeby wrócić z medalem. Po to trenujemy i siedzimy w Szczyrku, poświęcamy swoje zdrowie, swój czas oraz wszystko inne, żeby walczyć o medale.
Presja jest jednak zdecydowanie dużo mniejsza niż u chłopaków. Myślę, że w pełni zasłużenie, bo wielokrotnie już udowadniali swoją wartość. My dopiero zaczynamy ich gonić. Zdobyłyśmy drugi medal Ligi Narodów, ale to wciąż daleka droga do męskiej reprezentacji, która regularnie punktuje na mistrzostwach świata, Europy i w całej reszcie.
Mimo powrotu do kadry po dwóch latach powiedziałaś, że nie odczuwasz tego czasu, kiedy nie było cię w kadrze. Twoja droga była kręta i wyboista. Jak opisałabyś to miejsce, w którym jesteś teraz?
– To dwa różne światy. Pomijając już te dwa lata temu, nawet rok temu, kiedy oglądałam dziewczyny, które zakwalifikowały się na igrzyska olimpijskie, to w życiu bym nie pomyślała, że będę mogła na nie pojechać. Na pewno wiedziałam, że zrobię wszystko, ale że moje szanse są bardzo małe. Nadal będę to podtrzymywać, że moje szanse były bardzo małe. Nawet jeśli ktoś mi mówi, że tak nie jest, to uważam, że tak jest. Jestem zdania, że czymś bardzo ważnym i dużą rzeczą jest budowanie zespołu w takim składzie, jaki był przez ostatnie dwa lata. Jest mi bardzo przykro z tego powodu, że moje wejście do drużyny odbywa się chcąc nie chcąc kosztem innej zawodniczki. To jest przykre, że ktoś jest przez dwa lata, buduje coś i następnie wypada przed samymi igrzyskami. Personalnie cieszę się jako sportowiec, ale jako osoba jest mi przykro. Taki jest sport.
Jak oceniasz aktualną atmosferę w kadrze?
– Bardzo dobrze. To właśnie to, że nie czuję tych dwóch lat nieobecności, ale chodzi bardziej o atmosferę i dziewczyny. Dobrze się z nimi czuję i to na pewno widać. Ciągłe powtarzanie, że mamy dobrą atmosferę, to nie jest to, co należy powiedzieć, tylko tak naprawdę jest.
Jak z kolei oceniłabyś swoją formę?
– Nie wiem. Jak trener przyjdzie to oceni (śmiech).
Czujesz, że masz jeszcze rezerwy?
– Tak. Na pewno. Odnajduję się, ale myślę, że muszę się też odnaleźć w tej roli. Zawsze byłam pierwszą atakującą. Wchodzenie na podwójną zmianę to zupełnie coś nowego i innego, dla mnie dużo trudniejszego niż bycie pierwszą atakującą. Być może teraz jest mi troszeczkę łatwiej, bo ten stres i całe ciśnienie trochę ze mnie zeszło. Jednak kiedy wchodzę na podwójną zmianę, bardzo stresującą rzeczą jest ograniczony do minimum margines błędu. Czuję się aktualnie dobrze, a fizycznie lepiej niż w trakcie Ligi Narodów. Myślę, że w Paryżu będzie dobrze.
Czy po powrocie z Ligi Narodów większa chęć buzowała w tobie do odpoczynku, czy miałaś jeszcze większy głód powrotu na salę?
– Raczej to drugie. Ja to jestem bardziej masochistką (śmiech). Potrzebuję wolnego dla mojej głowy, ale zawsze gdzieś sobie wkręcam, że musiałbym już trenować i to za dużo wolnego, a tu może bym poszła na jakąś siłownię, bądź cokolwiek porobiła. Raczej należę do tych osób bardziej nienormalnych, które nie potrafią odpoczywać, nic nie robiąc. Bardziej jestem tą osobą, która zawsze przejmuje się swoją dyspozycją, zdrowiem i wszystkim. Zawsze staram się zadbać o inne rzeczy, na które nie miałam czasu. Tak też było przez tydzień wolnego po Lidze Narodów.
Na czym aktualnie skupiacie się w trakcie treningów?
– Myślę, że nad takim balansem tego wszystkiego, żeby dobrze przygotować się siłowo, ale żeby nie było tego za dużo. To balansowanie między zmęczeniem a przygotowaniem się. Na szczęście mamy sztab ludzi, którzy dobrze się na tym znają i którzy niestety muszą siedzieć i główkować jak to wszystko dobrze zbalansować. To na pewno nie jest łatwe. Jeśli chodzi o siatkówkę, to gramy głównie fragmenty. Nie ma już żadnych wyizolowanych ćwiczeń, bo nie ma też za bardzo na to czasu. Niekiedy jest jakieś pół godzinki, może czterdzieści minut na coś dodatkowego, ale tak to tylko i wyłącznie fragmenty.
GRUPA B IGRZYSK OLIMPIJSKICH
W jakim nastroju byłyście po wylosowaniu grup na igrzyska olimpijskie?
– Myślę, że byłyśmy w dobrym nastroju. Podejrzewam, że troszeczkę zapaliła nam się lampeczka, kiedy reprezentacja Japonii odpaliła na sam koniec Ligi Narodów. Jestem jednak zdania, że wiemy, jak grać z Japonią. Myślę, że na pewno mogłyśmy mieć gorszą grupę. Nie mamy jednak super łatwej, bo wszyscy wiemy jak gra drużyna z Brazylii. To, że wygrałyśmy z nimi mecz o brązowy medal, zupełnie nic nie znaczy. Dalej uważam, że jest to jeden z najlepszych zespołów na świecie, jeśli nie najlepszy w tym momencie, jeśli chodzi o całokształt gry.
To na pewno nie jest łatwa grupa, ale liczę, że Japonki miały wyskok formy, a teraz trochę spadną, bo grały bardzo dobrą siatkówkę. Jest także reprezentacja Kenii, która jest zawsze niewygodnym zespołem. Bardzo nie lubię grać z takimi rywalami. Szczerze mówiąc, czasami bardziej się stresuję wychodząc na mecz z takimi Kenijkami, aniżeli Brazylijkami. Wiadomo, że od nas się wtedy wymaga i my same od siebie wymagamy, że musimy wygrać 3:0 i wszystko musi być pod kontrolą. Takie zespoły zazwyczaj grają bardzo radosną siatkówkę. Są bardzo spontaniczne, jest dużo przypadków i nie mają na sobie presji. Gra się zupełnie inaczej. Nie lubię grać z takimi ekipami. Myślę, że większość dziewczyn podzieli moją opinię.
Zgodziłabyś się ze stwierdzeniem, że kluczowym meczem nie tylko w kontekście złapania rytmu i dobrego rozpoczęcia turnieju, ale także biorąc pod uwagę to, co powiedziałaś o Brazylijkach może być już ten pierwszy z Japonkami?
– Na pewno. Myślę, że tak. Zapewne będzie tam sporo emocji, bo to pierwszy i bardzo ważny mecz. Każde spotkanie na igrzyskach jest ważne, ale to pierwsze może nam ustawić bardzo dużo w naszej grupie. W tym starciu z pewnością będzie dużo emocji oraz wiele będzie buzowało. Lubię takie pojedynki.
Zobacz również:
Poleci do Paryża jako “medyczny dżoker”. Różański: Powrót do formy był dla mnie trudny
Artykuł Nie była pewna miejsca w składzie. Smarzek: Starałam się nastawiać na najgorsze pochodzi z serwisu Strefa Siatkówki - Mocny Serwis.