Wojciech Żaliński: Liczy się zabawa, nauka, wiara we własne możliwości, pierwsze rywalizacje
– Swoją przygodę z siatkówką zaczynałem na „kinderku” w roku 2000 w Zabrzu. Przegrałem wtedy wszystkie mecze, nie wygrałem nawet żadnego seta. Zapadło mi to w pamięć, ale np. w tegorocznym turnieju gra też mój chrześniak, syn mojej siostry, który powtarza mój wynik. Mówiłem mu, że wynik nie jest w tym momencie najważniejszy, bo liczy się zabawa, nauka, wiara we własne możliwości, pierwsze rywalizacje – wspominał Wojciech Żaliński w rozmowie ze Strefą Siatkówki.
W jakiej roli przyjechał pan na finał Kinder Joy of Moving?
Wojciech Żaliński:– Jestem tu jako rodzic. Mój syn uczestniczy w rozgrywkach.
Czuje pan większy stres niż, gdy sam pan grał?
– Chyba tak, bo te rozgrywki są bardziej nieprzewidywalne. Po swojej grze i zespołów, w których miałem okazję grania, mniej więcej wiedziałem, czego się spodziewać. Tutaj niczego nie wiem (śmiech). Tak że mogę przyznać, że towarzyszy mi spory stres. Przede wszystkim stresuję się też emocjami syna.
pierwsze kroki
Jest pan uznaną personą w tym środowisku, ale nie przypominam sobie, by gdzieś pan o tym wspominał, jak stawiał pan pierwsze kroki w siatkówce. Może właśnie na tym turnieju, skoro to jego 30 edycja?
– Bardzo dziękuję za tak miły komplement, który padł na początku pytania. Tak, swoją przygodę z siatkówką zaczynałem na „kinderku” w roku 2000 w Zabrzu. Przegrałem wtedy wszystkie mecze, nie wygrałem nawet żadnego seta. Zapadło mi to w pamięć, ale np. w tegorocznym turnieju gra też mój chrześniak, syn mojej siostry, który powtarza mój wynik. Mówiłem mu, że wynik nie jest w tym momencie najważniejszy, bo liczy się zabawa, nauka, wiara we własne możliwości, pierwsze rywalizacje. Udział w turnieju jest znakomitym doświadczeniem dla każdego zawodnika, który bawić się siatkówką dziś, a w przyszłości grać już na poważnie.
Sprawdziłam, że maturę zdawał pan w Radomiu. Czy to oznacza, że ominęło pana szkolenie centralne w Spale?
– Tak, byłem rocznikiem parzystym. W moich czasach był to rocznik niewiodący. Nie wiem, jak jest teraz, ale wtedy musiałbym być lepszy od zawodników rok starszych od siebie. Na etapie kadetów czy juniorów nie byłem w stanie przeskoczyć starszych od siebie, przez co też nie byłem uczniem SMS-u w Spale.
stara radomska szatnia
Tyle się mówi o trudnej, radomskiej szkole siatkówki. Czy pan załapał się na nią jeszcze?
– Tak, na początku mojej przygody seniorskiej rzeczywiście zderzyłem się z starą, radomską szatnią, ale z perspektywy wielu lat wspominam to z ogromną dozą docenienia tego, co mnie spotkało.
Wróćmy do mistrzostw. Jak ocenia pan rozwój tego turnieju?
– Trzeci raz jestem na turnieju – pierwszy raz brałem udział sam 24 lata temu i niestety niewiele pamiętam, bo sporo czasu minęło od tamtej chwili. Jednakże w pamięci zostało mi to, że całość wyglądała bardzo podobnie. Hala w Zabrzu jest podobnych rozmiarów i konstrukcji. Przed rokiem w Gliwicach i teraz w Katowicach jest dużo atrakcji około siatkarskich dla dzieci. Przyjeżdżam tu też z młodszą córką, która nie gra, a mimo to może tu super spędzać czas.
Przyjechał pan tu prywatnie, nie jako gość na zaproszenie. Mimo to wiele osób podchodzi i prosi o zdjęcie, autograf?
– Tak, zdarza się rzeczywiście, myślę, że dzieciaki są nieco onieśmielone. Częściej to rodzice w imieniu dzieci proszą o zdjęcia. Nie ukrywam, że jest to bardzo miłe.
pan trener
Jak zasięgnęłam języka, to poinformowano mnie, że przyjechał tu pan jako trener.
– Trener to za dużo powiedziane. Wspieram trochę w momencie, gdy jest taka potrzeba. W pierwszy dzień było więcej drużyn niż trenerów w akademii, w związku z czym jestem takim „trenerem na alarm”. Na tym turnieju jeszcze się to nie zdarzyło.
W rozmowie z Sarą Kalisz wspomniał pan, że chciałby pan wrócić do Radomia, ale jeszcze to nic pewnego. Czy od tego czasu coś zmieniło się w tej kwestii?
– Nie, tylko w mojej głowie kiełkują pomysły, ale jeszcze nie obrałem żadnej drogi zawodowej.
A może chciałby pan zostać trenerem młodych adeptów i wrócić z nimi za rok na „kinderka” właśnie w tej roli?
– Jest to jeden z moich pomysłów (śmiech). Natomiast jeszcze się nie zadeklarowałem, nie zdecydowałem.
Artykuł Wojciech Żaliński: Liczy się zabawa, nauka, wiara we własne możliwości, pierwsze rywalizacje pochodzi z serwisu Strefa Siatkówki - Mocny Serwis.