Tomasz Fornal: Nie czułem się wyjątkowo

Po raz pierwszy wystąpił w igrzyskach olimpijskich i wrócił ze srebrnym medalem. O podejściu do igrzysk olimpijskich, smaku srebra, nowym sezonie PlusLigi czy viralowej przemowie rozmawialiśmy z Tomaszem Fornalem, przyjmującym reprezentacji Polski i Jastrzębskiego Węgla. – Ci z nas, którzy byli pierwszy raz na igrzyskach olimpijskich, mieli zdecydowanie łatwiej – przyznał Fornal. 

 

nie za długo, nie za krótko

Olga Chmielowska (Strefa Siatkówki): Pamiętasz, kiedy ostatnio miałeś dwa tygodnie wolnego?

Tomasz Fornal (Jastrzębski Węgiel):-  Wydaje mi się, że 2018 roku. Grałem jeszcze wtedy w Radomiu, to było przed mistrzostwami świata. Dopiero po jakimś czasie dołączyłem do chłopaków z kadry, żeby im pomagać. 

 

Odpocząłeś? Przerwa była potrzebna?

– Trochę tak. To nie były pełne dwa tygodnie odpoczynku, bo skumulowało się trochę rzeczy i spraw, które należało załatwić po igrzyskach olimpijskich. Udało mi się pojechać na tydzień wakacji, odpocząć i wyczyścić głowę. Wydaje mi się, że to był idealny czas, nie za długo, nie za krótko. Będąc zawodnikiem, żyjesz tym sportem i czegoś zaczyna brakować. 

 

NIE NAPĘDZAĆ PRESJI

W zakończonym sezonie kadrowym rzuciło mi się w oczy twoje podejście – “Ja po prostu gram w siatkówkę i lubię to robić”. To był jakiś sposób na radzenie sobie z presją czy tak już masz?

– Takie miałem po prostu podejście. Naprawdę nie czułem się przed igrzyskami olimpijskimi jakoś wyjątkowo, nie odczuwałem presji, że to niesamowicie ważny turniej. Nie napędzałem w sobie bezsensownie stresu i presji. To nie było żadna gra czy poza, żeby sobie tak po prostu pogadać do mediów. Mówiłem, co czułem. Jak wróciliśmy z Paryża, to jestem w stanie stwierdzić, że turniej olimpijski jest wyjątkowy, ma w sobie coś nadzwyczajnego. To nie mistrzostwa świata czy Europy. Wejście do samej wioski, otoczka, sportowcy dookoła, klimat, który się z  tym wiąże, jest czymś nadzwyczajnym i mogą się udzielić dodatkowe emocje. To mogę przyznać, teraz kiedy mam już olimpijskie doświadczenie za sobą. 

 

Coś się u ciebie zmieniło mentalnie w takim razie po igrzyskach? 

– Nie, wydaje mi się, że nie. Chyba mam cały czas takie samo podejście do meczu, do turnieju, w którym gram. Zwróciłem uwagę, że po powrocie z Paryża spotkania, które gramy, choć oczywiście są to na razie tylko sparingi, wzbudzają o wiele mniej emocji. Sparingi są etapem przygotowania drużyny i wyniki są sprawą mocno drugorzędną. Zaraz zacznie się liga i myślę, że wszystko wróci do normalności, tak jak to było przed igrzyskami olimpijskimi.

 

Czułeś, że twoje podejście było trochę inne niż starszych kolegów, którzy olimpijskie debiuty mieli już za sobą? Czy jako grupa, jako drużyna mieliście ten sam kierunek? 

– Wydaje mi się, że było kilka osób, które mogły mocniej odczuwać presję igrzysk olimpijskich. Może dużym plusem dla mnie, dla Norberta Hubera i Marcina Janusza było fakt, że dla nas to było coś nowego. Dla naszej trójki pierwsze igrzyska były fajne, nie wiedzieliśmy do końca, z czym to się wiąże, choć w jakimś stopniu można powiedzieć, że przez to nie mieliśmy doświadczenia. 

Chłopakom, którzy zaliczyli już kilka występów olimpijskich, ponieśli porażki w ćwierćfinałach, mogło to siedzieć z tyłu głowy. Podświadomie zdawali sobie sprawę, że ćwierćfinał nadejdzie, ale nie widziałem, żebyśmy byli sparaliżowani. W powietrzu czuć jednak było, że jesteśmy na dużej imprezie i nadchodzi coś wielkiego. Może dzięki temu ci z nas, którzy byli pierwszy raz na igrzyskach olimpijskich, mieli zdecydowanie łatwiej. 

 

OD STRAŻAKA DO PEWNIAKA

Ile dał ci Nikola Grbić. Cały czas mam w głowie twoją historię – od strażaka do pewniaka. 

– W końcu coś tam pograłem (śmiech). Tak, jak wspomniałaś, wcześniej byłem zmiennikiem, pełniłem funkcję w kwadracie dla rezerwowych. Wchodziłem w momentach, kiedy drużyna gorzej sobie radziła. Trener musiał mi trochę bardziej zaufać, ale to było spowodowane również tym, że nie wszyscy byli w optymalnej formie. Nie wiem, co by się wydarzyło, gdyby każdy z nas był w pełni zdrowia, wszyscy byli na swoim optymalnym poziomie, który potrafią prezentować. To już trzeba pytać trenera. 

 

Jesteś w stanie porównać porażkę w finale mistrzostw świata 2022 do tej z Paryża? Nadal srebro docenia się z czasem? 

– Trochę tak. Chociaż czasem zapominam już o turnieju, bo na horyzoncie pojawiają się kolejne rozgrywki, rusza PlusLiga. Niby więc docenia się srebrny medal po czasie, ale z drugiej strony trochę o tym zapominasz, bo na horyzoncie są kolejne cele, rozgrywki, turnieje, które chcesz wygrać.  Nie będzie tak, że nagle w listopadzie, w środku ligowych rozgrywek usiądę i pomyślę “o, jednak to srebro nie było takie złe”. 

To był duży sukces naszej reprezentacji. Ciężko było nam się wybitnie cieszyć. Sportowa ambicja prowadzi do tego, że chcesz wygrać wszystko. Finał również chcieliśmy wygrać. Myślę, że tak dużo daliśmy z siebie w półfinale, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, że w meczu o złoto starczyło nam już tylko na tyle. Francuzi grali fenomenalnie i zasłużenie wygrali. Podobnie było w mistrzostwach świata. Mieliśmy za sobą ciężkie batalie, w ćwierćfinale czy półfinale. Dużo tie-breaków, walki. W finale mistrzostw świata daliśmy wszystko, co mieliśmy, ale na tamten moment Włosi byli na innym poziomie. 

 

MNIEJ INTENSYWNIE, ale

Sezon ligowy będzie spokojniejszy niż poprzedni. Patrząc przez pryzmat faktu, że odpada wam granie co trzy dni, nie zmieniłeś zdania co do tego, że wolisz grać niż trenować? 

– Ja mogę grać, chciałem, żeby wszystkie mecze były w Jastrzębiu-Zdroju. Wolę grać niż trenować, ale tu nie chodzi o sam trening. Przy intensywnym kalendarzu najtrudniejsze są podróże. Dla przykładu gramy w Lublinie i jedziemy tu 6-7 godzin autokarem, potem to samo w drugą stronę. Za chwilę Liga Mistrzów i mieliśmy już w jednym z sezonów podróż do Las Palmas. Ten wyjazd musiał trwać cztery dni. 

Każdy lubi mecze, każdy woli grać niż trenować. Jestem pewien, że bez względu na to, którego zawodnika byś zapytała, każdy odpowie, że najgorsze są podróże i to one pochłaniają najwięcej energii. Ja zawsze powtarzałem, że oczywiście, że tak, ja mogę grać, tylko że chciałem, żeby te mecze były zawsze w jednym miejscu. Moje podejście się nie zmieniło. Jakbym miał grać co 4 dni, a spotkania byłyby domowe, to bym grał.

 

Trzy złota mistrzostw Polski, dwa srebra Ligi Mistrzów. Jastrzębski Węgiel znów będzie faworytem. Złoto europejskich pucharów to coś, czego ci brakuje, żeby w Jastrzębiu-Zdroju poczuć się w jakimś stopniu spełnionym?

– Chciałbym oprócz tego wygrać jeszcze Puchar Polski. Przez ostatnie lata osiągnęliśmy dużo. Oprócz mistrzostw Polski wywalczyliśmy Superpuchary. Zdaję sobie sprawę, że Superpuchar to najmniej wymagające trofeum do zdobycia, ale mimo wszystko fajnie go mieć.

Dwa razy byliśmy w finale Ligi Mistrzów. Dwa razy nie udało się wygrać. Raz byliśmy bliżej, raz dalej. To nadal finał najważniejszych europejskich pucharów, więc też coś całkiem dużego. Do finałów Pucharu Polski czy Ligi Mistrzów jeszcze kilka miesięcy. Chciałabym dla Jastrzębia zdobyć Ligę Mistrzów i Puchar Polski. Wydaje mi się i mam nadzieję, że mamy na tyle jakości w drużynie, że będziemy dobrze wyglądać w nadchodzących rozgrywkach.

Przyszedł do nas Anton Brehme, który robi na treningach niesamowite wrażenie. Wiadomo, że to jeszcze nie mecze o punkty. Widziałem go też na igrzyskach olimpijskich i to kawał gościa, który potrafi grać w siatkówkę. Nie sądziłem jednak, że jest aż tak dobry, jak pokazuje to teraz. Mamy też dwóch mistrzów olimpijskich, którzy mam nadzieję ,pociągną nas do zwycięstwa. Bo jak inaczej, skoro Francja dwa razy wygrywała igrzyska olimpijskie, to się muszą podzielić receptą na złoto (śmiech). Możemy w tym sezonie patrzeć optymistycznie, ale są też inne drużyny.

 

Właśnie miałam pytać kto, twoim zdaniem, będzie waszym najgroźniejszym rywalem.

Moim zdaniem mocna na pewno będzie Warta Zawiercie. Wzmocnił się Projekt Warszawa, do którego przeszedł Kuba Kochanowski. ZAKSA również może być groźna. Zobaczymy, jak będzie wyglądał LUK Lublin z Wilfredo Leonem. Jest naprawdę sporo drużyn, które mogą powalczyć o największe trofea. Zobaczymy, jak widzą to eksperci i na którym miejscu nas postawią.

 

barwniej

Wrócę jeszcze na koniec do igrzysk olimpijskich i twojej viralowej mowy motywacyjnej. Ostatnio Ewa Swoboda, znana w Polsce sprinterka, w programie Kuby Wojewódzkiego powiedziała, co sobie myśli jeszcze w blokach startowych. I nie były to cenzuralne słowa. Na nią spłynęło sporo krytyki, twoje słowa poniosły się w o wiele bardziej pozytywny sposób.

– Wydaje mi się, że to kwestia sytuacji i kontekstu, w jakim padały słowa. Nie znam jej jednak zbyt dobrze, ale z tego, co zdążyłem zaobserwować, to dziewczyna, która ma totalny luz wypowiedzi. Nie wstydzi się mówić, że w trakcie igrzysk olimpijskich dostała okresu, mówi, że jest zajebiście zadowolona. Nie wygląda, jakby przejmowała się tym, co się o niej mówi.

Takie barwne postacie też są w sporcie potrzebne. Szczere wypowiedzi czy to, co robią, pozwalają na szersze postrzeganie sportu. Nie uważam, żeby to, co powiedziała Ewa Swoboda, było złe. Powiedziała szczerze, co robi. Moim zdaniem przyda się większy luz, jeśli chodzi o wypowiedzi sportowców. My możemy być nudni, na każde pytanie odpowiadać tak samo – “przeanalizujemy swoją grę, wyciągniemy wnioski i w następnym meczu zagramy lepiej”, ale czy kibice, widzowie, słuchacze czy czytelnicy się tym zainteresują? Chcą, żeby to szło w tym kierunku? Nie wydaje mi się.

Super, kiedy sportowiec przemyci w wywiadzie coś fajnego. Oczywiście, nie pochwalam rzucania wulgaryzmami na prawo i lewo, co drugie słowo. Jeśli jednak ktoś czasem przeklnie w humorystyczny sposób, to ja nie widzę w tym nic złego.

My w półfinale byliśmy na ogromnych emocjach i adrenalinie. Nie wiedzieliśmy, że nagrywa nas kamera czy, że trzeba ważyć słowa. To nas wtedy w ogóle nie interesowało. Na boisku wiele razy dzieje się wiele rzeczy, pada wiele powiedzeń, słów kierowanych chociażby do kolegów z drużyny, że takie rzeczy są na porządku dziennym.

Wtedy akurat wszystko się złożyło. Odwróciliśmy losy meczu, kamera to nagrała i poszło w świat. Takie motywacyjne “przemowy” są na boisku na porządku dziennym. Zdarzały mi się potem sytuacje, że ludzie prosili, żebym to powtórzył.. Mimo wszystko było tam sporo przekleństw i powtarzanie tego poza parkietem nie jest do końca dobre.

Artykuł Tomasz Fornal: Nie czułem się wyjątkowo pochodzi z serwisu Strefa Siatkówki - Mocny Serwis.

Читайте на 123ru.net